Wałbrzych z oddali. Rewitalizacja, ale jaka?

7 lipca 2016 11:23. 7.07.2016 Wałbrzych, Ulica Piłsudskiego. fot. Jacek Zych / Dziennik Wałbrzych

Kiedy ponad dwadzieścia lat temu opuszczałem Wałbrzych, wyjeżdżałem z miasta ponurego, bezrobotnego, rządzonego i zarządzanego źle, bez wizji i bez przyszłości. Odwiedzałem potem swoją rodzinną miejscówkę co jakiś czas, nieregularnie, ale za każdym razem upewniając się o słuszności podjętej decyzji. Wałbrzych znikał, zapadał się w sobie, szarzał.

Taki stan rzeczy utrzymywał się bardzo długo. Miasto cierpiało na niedostatek szczęścia, budżetu i dobrego włodarza z politycznym i eksperckim zapleczem. To była moja niezmienna refleksja po kolejnych wizytach i byłem przekonany, że ten smutny obraz miasta upadłego już się nie zmieni. Ale nic nie jest na tym świecie pewne (poza wiadomo czym) i trwałe. Od pięciu lat Wałbrzychem zarządza prezydent, którego ludzie chwalą i o którym mówią, że „zabrał się za miasto”, że „coś robi” albo wręcz, że „dużo zrobił”. No i świetnie. Mniejsza o to, że powołując go do pełnienia obowiązków na tym urzędzie, ówczesny premier nie miał wyjścia i kasę na doinwestowanie miasta obiecać musiał. Musiał, bo poprzedni włodarze, koledzy polityczni pana premiera, zrujnowali nie tylko miejski pejzaż, ale i obraz miasta w kraju i za granicą. Reanimacja wizerunku potrzebna była od zaraz. Mniejsza więc o to. Ważne, że pieniądze były i coś się w mieście ruszyło.

A co konkretnie? Hmmm… no właśnie – jeżdżąc i spacerując po Wałbrzychu podczas moich nieregularnych odwiedzin, zauważyłem, że remontuje się ulice tu i ówdzie, że odnowiono ten czy inny budynek. Jest „galeria handlowa”, jest „Stara Kopalnia – Centrum Nauki i Sztuki”, jest „strefa” i Toyota (troszkę tam wprawdzie pracownicy kręcą nosem i do gazet donoszą, ale zawsze znajdą się jacyś niezadowoleni), a z tego co czytam wynika, że bezrobocie spada. I bardzo dobrze! Chwalą włodarza starsi i młodsi. Że paru innych rzeczy wciąż brakuje? Trudno. W końcu nie wszystko na raz. Coś mi jednak w tych zachwytach nad dokonaniami prezydenta nie pasuje, coś psuje ten obraz postępu i rozwoju. Otóż, mimo malejącego bezrobocia, mimo tego że funkcjonuje szkoła wyższa, że Wałbrzych stara się wyzbyć etykietki „polskiego Detroit”, jakoś nie zauważam zmian obejmujących samych jego mieszkańców. Nie dostrzegam ożywczego poruszenia, które sprawia, że ludziom chce się brać sprawy we własne ręce, że czują się zaproszeni przez władze miasta do współrządzenia. Coś każe mi myśleć, że w tej sferze nic się przez ostatnie dwadzieścia lat nie zmieniło.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Można uznać, że się czepiam – przecież jest budżet obywatelski, są wspólnoty samorządowe z całkiem chyba przyzwoitym pakietem kompetencji, są konsultacje społeczne! A mimo to uważam, że w Wałbrzychu wciąż większą uwagę przykłada do inwestycji w miejski krajobraz (to zresztą inwestycje najpewniej absolutnie słuszne, konieczne, upiększające miasto i ułatwiające życie mieszkańcom), niż do inwestowania w kapitał społeczny wałbrzyszan. Czy się mylę?

REKLAMA

Niestety, obawiam się, że odpowiedź na to pytanie nie padnie podczas wrześniowego Kongresu Rewitalizacji Miast, którego czwarta edycja odbędzie się właśnie w Wałbrzychu. W harmonogramie Kongresu jest wprawdzie jedna jaskółka niosąca nadzieję na to, że o udziale mieszkańców w zarządzaniu miastem będzie się mówić (punkt w kongresowym programie: „Partycypacja społeczna i partnerstwo w rewitalizacji”), ale czy cokolwiek zostanie powiedziane o tym, że rewitalizacja ma także wymiar społeczny i że miasto-gospodarz wydarzenia ma jeszcze sporo na tym polu do zrobienia? Z tego, jak sformułowany jest ten podpunkt programu obrad głównie dotyczących inwestycji, urbanistyki i architektury, wnioskuję, że chodzi raczej o udział mieszkańców w „dziele odbudowy miasta” i ich roli doradczej. Dobre i tyle, bo z tego mogą wyrosnąć jakieś oddolne, społeczne inicjatywy skierowane do mieszkańców poszczególnych dzielnic czy nawet podwórek.

Miejscy urzędnicy oczywiście zdają sobie sprawę z wielowymiarowości rewitalizacji. Powstała nawet strona internetowa poświęcona tylko tym zagadnieniom w skali miasta, na której umieszczone zostały informacje m.in. o konsultacjach społecznych, studyjnych spacerach i warsztatach. Czytając ją jednak, wciąż mam wrażenie, że rola mieszkańców ma ograniczyć się do współdecydowania o tym, jaka miejska inwestycja (i w jakim szeroko rozumianym kształcie) powstanie lub nie powstanie w danej dzielnicy. Zachęcam zatem władze miasta, by podejmując się naprawy Wałbrzycha nie zapominały o najważniejszej tkance miejskiego organizmu – jego mieszkańcach. Celem rewitalizacji społecznej jest przecież m.in. rozwijanie i wykorzystywanie kapitału społecznego ludzi, likwidowanie barier społecznych i nierówności, korzystanie z ludzkiej kreatywności, przeciwdziałanie gentryfikacji poszczególnych obszarów miast, tworzenie i umacnianie więzi społecznych. Do tego, by ten cel zrealizować potrzeba czegoś więcej niż tylko grupowych spacerów po zdegradowanych dzielnicach.

***
Dariusz Olejniczak
Jestem rodowitym wałbrzyszaninem, a od 1995 roku mieszkam w Gdańsku. Pierwszą pracę jako dziennikarz podjąłem jeszcze w moim rodzinnym mieście, w tygodniku „Niezależne Słowo” (to było w roku 1990). Dziś nadal pracuję w mediach. Po latach pisania do ogólnokrajowych i lokalnych gazet przeniosłem się do internetu i współtworzę portal poświęcony żeglarstwu. Z wykształcenia jestem europeistą i socjologiem, a w swoich naukowych zainteresowaniach koncentruję się się na socjologii miasta, zagadnieniach kapitału społecznego i społecznych ruchach miejskich.
Mam na koncie autobiograficzne opowiadanie z Wałbrzychem w roli głównej, pt. „Wałbrzych i inni”.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodano: 7 lipca 2016 11:23
`