Tematy: podgórze
10 tysięcy Euro (ok. 43 000 zł) zaoferował Krzysztof Rutkowski za wskazanie lub pomoc w ujęciu bezpośrednich sprawców kradzieży 120 tysięcy funtów brytyjskich z mieszkania przy ulicy Poznańskiej w Wałbrzychu
Znany detektyw Krzysztof Rutkowski podjął się pojmania sprawców zuchwałej kradzieży, jaka miała miejsce 2 lutego na ulicy Poznańskiej na Podgórzu. Przypomnijmy: dwóch mężczyzn, podających się za policjantów podstępnie dostało się do mieszkania, w którym znajdowała się starsza kobieta i jej syn. Oboje zostali skuci kajdankami i unieruchomieni. Następnie z mieszkania zrabowali 120 tysięcy funtów.
Podczas konferencji prasowej Rutkowska zdradził, że podczas przeszukania mieszkania sprawcy nie zauważyli kolejnego pół miliona złotych ukrytych w bieliźnie pościelowej. Kwestią sporną, zdaniem detektywa jest to, czy pieniądze zostały przez napastników przeoczone, czy też celowo pominięte.
Firma Doradcza Rutkowski od kilku już dni działa w Wałbrzychu. Została wynajęta przez kontrahentów obrabowanego mężczyzny, obawiających się o możliwość kolejnych rabunków. Dwa tygodnie po kradzieży na Poznańskiej miała miejsce próba włamania do mieszkania przy ulicy Andersa, będącego własnością osoby związanej z obrabowanym mężczyzną.
Zapytany o przyczynę trzymania tak olbrzymiej kwoty w mieszkaniu prywatnym Rutkowski stwierdził, iż pieniądze były przygotowane do przeprowadzenia „szybkiej transakcji biznesowej”.
Rutkowski zadeklarował pełną gotowość ścisłej współpracy z organami ścigania. Przyznał jednak, że do dziś policja nie wiedziała o ich obecności w mieście.
Za pośrednictwem mediów detektyw zwraca się do osób mogących pomóc w dochodzeniu o pomoc. Jeśli ktokolwiek zwrócił uwagę lub przypomina sobie 2 lutego br. dwóch mężczyzn ubranych w kurtki i spodnie mogące kojarzyć się z policyjnymi mundurami, lub zauważył u kogoś nagłą poprawę standardu życia nie korespondującą z prowadzonym do tej pory trybem życia, proszony jest kontakt z Biurem Doradczym Rutkowski, tel. 600 007 007.
W spotkaniu z dziennikarzami uczestniczył pokrzywdzony mężczyzna. Nie zgodził się ujawnić twarzy, drżały mu ręce. Po kilku pytaniach w eskorcie pracownika Rutkowskiego opuścił salę.