Tematy: jedlina zdrój
W pewnym sensie można powiedzieć, że inicjatywa odniosła sukces. Jedzenie z lodówki znika w mgnieniu oka – w taki sposób kilka pierwszych tygodni funkcjonowania lodówki społecznej w Jedlinie-Zdroju komentują burmistrz miasteczka Leszek Orpel i Joanna Fornalska, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Jedlinie-Zdroju. Dlaczego tylko w pewnym sensie? – pytamy my.
Pomysłodawcy przyznają, że chociaż to, co znajdzie się w lodówce nie zagrzewa tam miejsca zbyt długo, to nie są do końca pewni, czy jedzenie trafia do osób naprawdę potrzebujących.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Już od wczesnego rana do lodówki ustawia się kolejka – mówi Leszek Orpel. – Nie jesteśmy jednak w stanie na bieżąco kontrolować kto, co i kiedy z niej zabiera. Dopuszczamy myśl, że może dochodzić do pewnych nadużyć.
REKLAMA
Żeby rozwiać wątpliwości vis-a-vis miejsca gdzie stoi jedlińska jadłodzielnia zainstalowana zostanie kamera miejskiego monitoringu. To pozwoli ocenić czy produkty trafiają do osób naprawdę tego potrzebujących, czy też służy jako miejsce darmowego zaopatrzenia dla co sprytniejszych mieszkańców miasta.
O podobnych problemach mówił ksiądz Marek Żmuda, proboszcz kościoła pw Zbawiciela Świata i Matki Boskiej Szkaplerznej, na parafii którego stanęła pierwsza w powiecie świdnickim lodówka społeczna.
– Niestety są też tacy, którzy to wykorzystują. Nie wiem – może dla wzbogacenia się? Ale na czym się tu wzbogacić? Ludzie nie mają takich ograniczeń, żeby brać. Choć jest wypisane: bierz tyle ile możesz i pamiętaj o innych, że też może potrzebują. Ale nie bardzo się do tego stosują.
Organizatorzy apelują, żeby do lodówki trafiały produkty z naszych stołów, których szczególnie w okresie poświątecznym jest w polskich domach nadmiar.