Po opublikowaniu listu naszego czytelnika na forum jednego z portali społecznościowych rozpętała się gwałtowna i burzliwa dyskusja. Komentarze do artykułu pojawiły się także na naszym portalu. Na twitterze swoje stanowisko przedstawił prezes Urbański, wczesnym popołudniem otrzymaliśmy także maila z oficjalnym stanowiskiem Zamku Książ. Swoje stanowisko przedstawiła też wałbrzyska BWA.
Zamek Książ zajmuje bardzo stanowcze stanowisko. Wystawa została sfinansowana ze środków spółki Zamek Książ, która – poniosła (i tak było w przypadku wystawy Edwarda Hartwiga) wszystkie koszty związane z utworzeniem wystawy w książańskich salach. – Pracownicy Zamku wyjaśnili też, jaki cel przyświecał spółce, podczas organizacji wystawy: – Sensem wystawy, o który Państwo pytacie jest uatrakcyjnianie ciągu turystycznego zamku, który rocznie odwiedza kilkaset tysięcy osób z Polski i zagranicy. Staramy się robić wszystko, aby w ramach zakupionego biletu nasza oferta z każdym rokiem stawała się bogatsza. – pisze w liście do nas pani Dorota Karolewska z działu promocji Zamku Książ.
Z tego właśnie powodu zarząd nie widzi powodu, dla którego wystawa miałaby być udostępniona nieodpłatnie, jak to miało miejsce w Zamku Królewskim w Warszawie i w warszawskiej Zachęcie. Na pytanie dlaczego w żadnym miejscu w materiałach promocyjnych nie pokazała się informacja o obowiązku zakupu biletu na zwiedzanie zamku w przypadku chęci obejrzenia wystawy, Dorota Karolewska odpowida: – W każdym materiale widnieje informacja, że wystawa znajduje się we wnętrzach Zamku Książ. Wstęp do zamku jest płatny, cennik biletów znajduje się na oficjalnej stronie Zamku Książ.
Dorota Karolewska odniosła się także do zarzutu naszego czytelnika dotyczącego usunięcia jego wpisu na profilu portalu społecznościowego: – Jeżeli Państwa czytelnik odniósł wrażenie, że jego post pojawi się na stronie głównej to znaczy jedynie, że nie jest on zaznajomiony z działaniem Facebooka – w przypadku fan page posty fanów pojawią się wyłącznie w zakładce „posty na stronie” o ile administrator wyrazi na zgodę na ich zamieszczenie. Zdanie naszych turystów jest dla nas ważne i oczywiście taką zakładkę posiadamy.
Na koniec pani Dorota Karolewska wypowiadając się w imieniu Spółki zarzuciła naszej redakcji nierzetelność oraz brak chęci do sprawdzania faktów.
Sprawa nie dla wszystkich współorganizatorów wystawy jest chyba tak oczywista, o czym świadczy stanowisko wałbrzyskiej BWA – dość zaskakujące i dające szerokie pole do domniemań. Poinformowano nas, że problem był znany i że BWA (dyrekcja, przyp. red.) czeka na spotkanie w tej sprawie z Prezydentem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nasz komentarz do tej sprawy.
Działanie Zamku wydaje się nam niezrozumiałe. Można odnieść je do jazdy pociągiem dalekobieżnym. Bezsensownym jest zmuszanie pasażera do kupna biletu na 700 km trasę, jeśli chce przejechać tylko jedną stację.
Jak napisała pani Dorota Karolewska wystawa posłużyła Zamkowi do promocji samego siebie. Na tym zamek niewątpliwie skorzystał. Skorzystali goście z Polski i zagranicy. Skorzystali organizatorzy. Nie skorzystali niestety wałbrzyszanie.
Turyści odwiedzający Książ, wycieczki, goście krajowi i zagraniczni przyjeżdżający do Wałbrzycha zwiedzić Zamek, kupując bilet dostają wystawę jako wartość dodaną. Gratis. Bezpłatnie, bo bez żadnych dodatkowych kosztów. Z wystawą czy bez, bilet w tej samej cenie i tak by kupili, bo przyjechali zwiedzać Zamek, a nie oglądać fotografie Hartwiga.
Inaczej przeciętny mieszkaniec Wałbrzycha, który w tym przypadku zainteresowany zwiedzaniem zamku nie jest. Przychodzi do Książa po to, żeby obejrzeć fotografie jednego z najsłynniejszych fotografów świata, a nie zamek, który zna od podszewki.
Nasz czytelnik przyszedł właśnie na wystawę. Kiedy zażądano od niego kupna biletu do zamku zrezygnował, bo jak twierdzi, cena była zaporowa. Nie protestuje jednak przeciw opłacie za wystawę jako takiej. Protestuje przeciw absurdalnie wysokiej stawce i przede wszystkim przeciw starannemu przemilczeniu przez spółkę faktu konieczności uiszczenia opłaty. Jeśli zdaniem pracowników domniemanie konieczności kupna biletu wynikające z faktu, że wystawa znajduje się w salach Zamku jest jasne i dla wszystkich oczywiste, to według nas nie mają racji. Szczególnie biorąc pod uwagę wcześniejsze miejsca, w których wystawa była prezentowana oraz fakt, że była prezentowana bezpłatnie.
Nasz czytelnik zrezygnował z obejrzenia wystawy i odszedł zniesmaczony, dając upust swojej złości na forum publicznym. Zamek nie zarobił pieniędzy, zła opinia poszła w świat. Ilu było takich rozczarowanych miłośników fotografii, możemy się jedynie domyślać.
Czy rozwiązaniem byłoby biletowanie wystawy w cenie przystępnej dla „przeciętnego” wałbrzyszanina? Biletem w cenie adekwatnej – 5 zł? 10 zł? W cenie, jaka byłaby do zaakceptowania dla wszystkich chcących obejrzeć fotografie Hartwiga a nie zwiedzać zamek. Co zyskałby Zamek? To samo co do tej pory. Zachowałby status quo. Bilety dla osób chętnych do zwiedzania sprzedawane byłyby bez zmian, a w cenie wystawa jako wartość dodana. Dla osób zainteresowanych tylko wystawą – bilety za powiedzmy 10 zł. Ludzie nie odchodziliby oburzeni, pieniądze wpływałyby do kasy zamku zamiast znikać we mgle wraz ze zniesmaczonymi gośćmi. Typowa sytuacja win-win.
Dlaczego więc w taki sposób nie załatwiono sprawy? To pozostaje tajemnicą Spółki. Z pewnością były ku temu ważne powody.