Vince Chase (Adrian Grenier) i jego ekipa wracają. Trochę starsi, niektórzy trochę chudsi i bogatsi (Turtle - Jerry Ferrara), ale w zasadzie tacy sami. Drama (Kevin Dillon) nadal cierpi na ataki paniki, Ari (Jeremy Piven) jest niezdrowo pobudzony, a E (Kevin Connolly) próbuje być porządnym facetem. Oczywiście jest też kolejny film i kolejne komplikacje.
Napisałam, że kinowy projekt adresowany jest głównie dla osób, które śledziły telewizyjną produkcję, nie dlatego, że reszta nie połapie się w zależnościach i relacjach. Piers Morgan zadbał o to, by widz wiedział kto jest kim, i co, i jak. Po prostu obraz Douga Ellina nie pozwala poznać i polubić chłopaków. Dzieje się za dużo, za szybko, zbyt pobieżnie. Niby formuła ta sama – spajający historię, główny wątek powstającego potencjalnego oscarowego dzieła i szereg pobocznych opowieści związanych z życiem osobistym bohaterów. Tak naprawdę ten film to zlepek scenek rodzajowych z mnóstwem kobiecych wdzięków i drobiną wulgaryzmów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Serial fajnie, przewrotnie, często w sposób cyniczny obnażał mechanizmy działania Hollywood, pełnometrażowa produkcja spłyca ten aspekt do wypasionych bryk, imprez pełnych cycków oraz wieśniaków z Teksasu. Podobnie jest z gwiazdami grającymi siebie. Kiedy pojawiały się w cyklu, robiły to po coś, miały jakąś rolę, nierzadko autoironiczną bądź dodawały smaczku. Tu najczęściej jest inaczej. Owszem, trzy zdania, które wypowiada Thierry Henry wywołują uśmiech, ale już 3 sekundy, w których pojawia się Tom Brady nie mają żadnego znaczenia. Nie pomaga też, że ważne role otrzymały nieaktorki. Ronda Rousey co prawda w miarę daje radę, ale drewniana Emily Ratajkowski i jej wielkie usta są tylko irytujące. Brakuje też perełek na drugim planie, ani „fargowy” Billy Bob Thornton ani tym bardziej mdły Haley Joel Osment nie zachwycają, choć trzeba przyznać, że nieporadny Kid Cudi ma swój urok.
Dla fanów to podróż sentymentalna i ciąg dalszy przygód Vince’a. Nam sympatykom, pomimo pewnych skrótów, uproszczeń kinowa „Ekipa” będzie się podobać. Na tej samej zasadzie, na której lubimy zjazdy absolwentów czy spotkania z dawnymi kumplami. Ci, którzy jednak nie znają ekipy, zobaczą co najwyżej lekko bałaganiarską opowieść o filmie z plejadą sławnych ludzi.