Napisał do nas czytelnik, opisując swoje przeżycia jakich doświadczył, pragnąc obejrzeć wystawioną w Zamku Książ wystawę fotografii Edwarda Hartwiga. Musimy przyznać, że zadziwił nas swoją opowieścią.
„Edward Hartwig w Książu – ostatnio czytałem o tym, że jest to największe wydarzenie artystyczne tego roku w Wałbrzychu. I z pewnością jest to prawda. Pytanie tylko: do kogo jest to wydarzenie adresowane? Ale po kolei. Dziś, wraz z trójką przyjaciół postanowiliśmy obejrzeć wystawę prac Edwarda Hartwiga. Pominę już milczeniem tradycyjne pytania portiera „A jak się Pan nazywa?”, bo z pewnością kogoś o nazwisku zbyt pospolitym w progi zamku wpuścić nie wolno. Tak czy inaczej udało nam się dostać odpowiednie przepustki [to chyba tęsknota za minionym ustrojem] i dotrzeć do sal wystawowych.
Po około 5 minutach jednak zostaliśmy z nich wyproszeni. Okazało się, że nam zdjęć Hartwiga oglądać nie wolno. Powodem wg pani portier było to, że zdjęcia są w „ciągu turystycznym”, a nasze przepustki w tymże ciągu nie są ważne. I że wystawa za darmo nie jest. Wyraziliśmy więc chęć zakupienia biletów – w kocu Hartwig! Warto! Nie ma biletów na wystawę – odpowiedziała pani portier. Musimy kupić bilet do zamku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I teraz wracam do pytania, które zadałem na początku: do kogo adresowana jest wystawa? Czy do przypadkowych turystów, którzy zwiedzają zamek i przy okazji tam zajrzą? Bo nie do wałbrzyszan chyba? Bo ja, mieszkając w Wałbrzychu od dziecka zamek Książ znam, nie potrzebuję go zwiedzać ponownie, a z pewnością nie potrzebuję zwiedzać go wtedy, kiedy mam ochotę obejrzeć wystawę Hartwiga. Bilet do zamku kosztuje 30zł – jeżeli tyle kosztuje wystawa to cena jest już podobna do cen w galeriach berlińskich.
Mam więc wrażenie, że wystawa została zorganizowana dla dobrego samopoczucia dyrekcji galerii BWA, dyrekcji zamku, urzędu miasta w Wałbrzychu, marszałka województwa, który jest patronem. A widzów – jak zwykle ma się gdzieś. Gratuluję wielkiego wydarzenia! I czekam na następne!”