Na wakacje można jechać do Egiptu i na Teneryfę, z pakietem śniadań i obiadokolacji oraz leżakowania pod parasolem, tuż przy basenie. Ale można też zupełnie inaczej. Można naprawdę poznać świat.
Nie każdy z nas znajdzie w sobie tyle odwagi (czasu/możliwości/uporu), by wyruszyć w nieznane i wtopić się w lokalną społeczność po drugiej stronie globu. Wielu o dalekich wyprawach marzy, ale tylko nieliczni naprawdę wyruszają w nieznane, przed siebie. Do takich osób należy dokumentalistka Eliza Kubarska, która pasję podróżniczą połączyła z filmową, dzięki czemu my, kinowi poszukiwacze przygód, możemy znaleźć się w miejscach, do których nie docierają pakietowe wycieczki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W dokumencie „Badjao. Duchy z morza” trafiamy na Borneo i poznajemy 10-letniego Sariego i jego wuja Alexana, który utrzymuje się z łowienia ryb. Nurkuje po nie w morskie głębiny – bez butli z tlenem, owinięty za to nieco dziwaczną z naszej perspektywy rurką, w którą powietrze pompowane jest za pomocą kompresora. Sari i Alexan to morscy Cyganie, członkowie ludu Badjao, który od wieków żyje w zgodzie z morzem i jego bogami.
Kubarska oferuje widzom coś znacznie cenniejszego niż wyjazd z grupą z biura podróży czy nawet interesujący program popularnonaukowy na Discovery czy National Geographic. „Badjao. Duchy z morza” to prawdziwie kinowa opowieść – pięknie zrealizowana, z zapierającymi dech w piersi panoramami i zdjęciami podwodnymi, ale też inteligentna i wrażliwa. Po seansie ma się wrażenie, że dość dobrze poznało się i zrozumiało bohaterów, których życie i kultura bardzo się różnią od naszych, że zbliżyło się do dziewiczego morza, przyrody, świata duchów.