Sokołowsko. Małe miasto położone w Gminie Mieroszów. Uzdrowisko z tradycjami sięgającymi XIX stulecia. W jego sercu stoi maleńka cerkiew Św. Archanioła Michała wybudowana w 1901 roku. Od niedawna świątynią opiekuje się ojciec Łukasz. Młody, otwarty, uśmiechnięty – w jesienne popołudnie zgodził się porozmawiać z nami, opowiedzieć o historii cerkwi i o tym, jak trafił na Dolny Śląsk.
Dzięki jego czuwaniu o zmierzchu w świątyni pali się światło, a zbłąkany turysta może o każdej porze wejść i przy odrobinie szczęścia wysłuchać niesamowitej historii tego miejsca, zapalić świecę w intencji, pomodlić się za bliskich. Świątynia prawosławna otwarta jest dla każdego, bez względu na wyznanie.
Wnętrze cerkwi pokrywają freski snujące opowieść o życiu i śmierci, o początku naszego istnienia i jego końcu.
Patrycja Szuman, Dziennik Wałbrzych (DW): Łukaszu , nie mogę na początku zadać pytania, które zadaje każdy turysta odwiedzający Sokołowsko – Skąd tu cerkiew? Co wiemy o historii tej świątyni, o początkach jej powstania.
Ojciec Łukasz, opiekun cerkwii w Sokołowsku (OŁ): W Sokołowsku już od XIX wieku leczono choroby płucne i gruźlicę. Lecznica była znana i uznana, a przyjeżdżali tu chorzy nie tylko z Niemiec, ale i Rosji carskiej. To dla nich w 1901 roku Aleksy Malcew, kapelan Konsulatu Berlińskiego wykupił kawałek ziemi i utworzył tę cerkiew, o ulotnym, efemerycznym charakterze. Była dla wiernych miejscem kultu i bramą do wieczności – w Sokołowsku chorzy się leczyli, ale także umierali. Nawiasem mówiąc do dziś nie do końca wiadomo, gdzie chowano zmarłych wyznania prawosławnego.
Przełomem dla historii świątyni jest rewolucja październikowa. Skończyła się Rosja prawosławna, w siłę rosły ruchy ateistyczne. Odkrycie szczepionki przeciwko gruźlicy spowodowało, że zmalała liczba przyjezdnych, a funkcjonowanie uzdrowiska stanęło pod dużym znakiem zapytania. W kolejnych latach miały tu miejsce nazistowskie mitingi, nastąpił „brunatny” okres w dziejach historii. Świątynię wzięli pod opiekę ojciec Bazyli Geken i Elżbieta Fiodorowna – był opiekunka bractwa prawosławnego.
Nie mamy jednak żadnych wzmianek, jak wyglądała cerkiew podczas II Wojny Światowej, ani jak mogło wyglądać wnętrze świątyni, jej polichromia. Cały ruchomy majątek tego miejsca został w czasie wojny wywieziony.
Po 1945 była tu kostnica, składano ciała i odprawiano modlitwy – „ostatnia droga”. Złożono tez tutaj ciała 70-ciu zabitych przez NKWD rosyjskich jeńców wojennych, którzy pracowali przy rozbrajaniu maszyn wojskowych. Ich ciała następnie umyto w potoku i pochowano na cmentarzu na Gaju, który istnieje do dziś. Podobno w latach 80-tych ktoś tutaj hodował tu owce, potem krzyż cerkwi został ścięty i obiekt przestał być miejscem kultu religijnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W latach 1996-1997 anonimowy ofiarodawca z Niemiec podjął starania o odzyskanie obiektu jako sakralnego . Dzięki temu w 2001 roku nastąpiło ponowne poświęcenie cerkwi .Po tak dramatycznych wydarzeniach było to konieczne. Dokonał tego Arcykapłan Jeremiasz w listopadzie tegoż roku. Rozpoczął się nowy rozdział tego miejsca .Lata 2000- 2004, to już prace nad polichromią, czynione przez Michała Boguckiego, dzięki któremu cerkiew posiada dzisiaj takie wnętrze jakie oglądamy.
(DW) A co sprawiło, że ty trafiłeś na Ziemię Sokołowską, do jednej z najmniejszych cerkwi w Polsce?
(OŁ) Wola boża, tak można powiedzieć. Trafiłem tu zaraz po moim powrocie z Gruzji. Tutaj odnalazłem ponownie cel dalszego służenia Bogu. Istotą częścią mojej służebności jest trwanie w miejscu monastycznym, w trybie i prawidle życia pustelniczego. Poza wszystkim oczywiście ważna jest wola mojego Biskupa. To od jego decyzji zależy moje trwanie tutaj.
(DW) Modlitwy śpiewasz w języku starosłowiańskim. Opowiedz nam skąd pochodzisz.
(OŁ) Pochodzę z Polski. Urodziłem się z rodzinie katolickiej w Lubaczowie, na wschodzie Polski, przy granicy z Ukrainą. Przyjąłem tutaj także chrzest katolicki. Dzieciństwo spędziłem w Bielsko-Białej, a studiowałem w Warszawie. Jednocześnie świadomie poszukiwałem sedna sensu istnienia, wiedzy o świecie innym niż obecna cywilizacja. Zbliżałem się do prachrześcijaństwa, odnowiłem wiarę. Pod koniec studiów trafiłem do Wrocławia i tam, można tak powiedzieć, rzuciłem w ramiona Boga i odnalazłem swoją drogę. W cerkwi wrocławskiej usłyszałem wcieloną, wyśpiewaną i wydarzoną prawdę. To była moja prawda i dalszy sens istnienia. Nastąpiło totalne nawrócenie.
(DW) Potem wyjechałeś do Gruzji. Dlaczego właśnie tam?
(OŁ) W Gruzji, w Nikozji na granicy z Osetią żyłem półtora roku. Znalazłem się tam poszukując idealnego miejsca na ziemi dla dalszego rozwoju na ścieżce duchowej. Ideę wyjazdu stanowiła myśl życia zgodnie z formułą mnisią, w dobrej relacji z moim przewodnikiem duchowym oraz pozostałymi mnichami. Jeszcze przed wyjazdem poznałem gruzińskiego biskupa – Izajasza , znakomitą postać kultury prawosławnej. Wyjechałem do jego monastyru. Żyłem w miejscu wyciszonym, pustelniczym, w którym bracia poświęcają się charyzmatycznie modlitwie. Biskupa niestety internowano i straciliśmy z nim kontakt. Wyjechałem z ogarniętej wojną Ostetii i trafiłem na ziemię sokołowską. Mam nadzieję tu pozostać, choć nie posiadam jeszcze ścisłych biskupich święceń, które przypisywały by mnie na stałe do tej parafii. A Gruzja… Gruzja na zawsze pozostanie w moim sercu.
(DW) Jak wygląda twój powszedni dzień?
(OŁ) Każdy dzień wedle tego samego schematu. Z wyboru prowadzę życie mnicha, pustelnika, zakonnika prawosławnego, więc i plan dnia podporządkowany musi być pewnym zasadom. Jestem sługą bożym, dlatego dzień zaczynam o świcie w kieli (w języku słowiańskim to cela, w której mieszka pustelnik ) od prawidła modlitewnego i czytania dobowego kręgu nabożeństw. Następnie już w cerkwi wyśpiewuję jutrznie i „Pierwszy Czas”. Przychodzi czas na modlitwę i czytanie Ewangelii. Śniadanie, pierwsze orzeźwienie, praca fizyczna, porządkowanie spraw, służba słowem, posiłek popołudniowy. Kolejne czyny monastyczne to już wieczorne nieszpory, kolejne czytanie Ewangelii.
Tak wygląda nasz prawosławny cykl modlitewny, wedle którego żyję. Ta świątynia jest idealnym miejscem dla moich duchowych potrzeb.
(DW) W cerkwii znajdują się relikwie prawosławnych świętych. Skąd się tu wzięły?
(OŁ) Relikwie świętych zostały podarowane cerkwi sokołowskiej przez monastę fińskiego z Petersburga z okazji Konferencji Teologicznej, zorganizowanej przez Instytut Teologiczny w Petersburgu. Wydarzenie miało miejsce w 2008 roku. Wzmianki o tym wydarzeniu można doszukać się w wydaniach Przeglądu Prawosławnego z tego okresu. Same relikwie to temat na osobną, fascynującą rozmowę.
(DW) Cerkiew przez długi czas stała pusta, była dewastowana. Miejscowi niechętnie przyjmują fakt, że ponownie stała się miejscem kultu. Czujesz to ?
(OŁ) Tak, szczególnie dotyczy to młodzieży, która nie znając barier nie okazuje należytego szacunku poświęconej ziemi. Cerkiew stoi na uboczu, zdarzają się potłuczone butelki po alkoholu, fekalia… Trzeba czasu, na nowo nauczyć mieszkańców Sokołowska szacunku należnego świątyni bożej, nawet tak niepozornych rozmiarów jak nasza cerkiew.
Będąc sługą bożym znam żywot Archanioła Michała i znam historię cudu jaki wydarzył się z Chone. Archanioł obronił tamtejszą cerkiew przed próba zniszczenia jej przez bezbożników. Będąc tutaj , blisko cerkwi, czujemy bezpieczeństwo i zaufanie. Człowiek, w obecności Archanioła Michała, osiąga lepsze widzenie rzeczywistości, a dobro przenika serce i umysł. Głęboko w to wierzę.
(DW) Jak możemy zakończyć naszą rozmowę?
(OŁ) Jest w Ewangelii bardzo piękny fragment, który chciałbym zaadresować szczególnie do młodych ludzi: „Zbawiając siebie samych zbawiamy cały świat, swoje otoczenie.” To jest prawosławna tajemnica przeobrażenia.
Rozmawiała: Patrycja Szuman
Byłam w cerkwi 13 bm i wszystko było tak jak Ojciec Łukasz przedstawił.