Tematy: roman gileta sąd
Na rozprawie, jaka odbyła się dziś (7.03) przed sądem Rejonowym w Wałbrzychu nie zapadł wyrok w sprawie, jaką troje radnych klubu PiS z Rady Miejskiej w Wałbrzychu wytoczyło literatowi i publicyście Romanowi Gilecie (Roman Gileta zezwolił na publikację swojego nazwiska i wizerunku w mediach).
Beata Mucha, Mirosław Bartolik i Cezary Kuriata oskarżają Giletę o publiczne wysuwanie pod ich adresem gróźb karalnych. Po tym, jak w czerwcu 2016 roku radni z klubu PiS zaprotestowali przeciw przyznaniu Oldze Tokarczuk honorowego obywatelstwa miasta Wałbrzycha, Gileta napisał na Facebooku:
Proszę o opublikowanie nazwisk tych chujców z PiS,… ja ich już rozliczę… zniszczę… te k. niech się nie wpier…ją… bo jak wpadnę na sesję to im głowy maczetą poobcinam… Żądam nazwisk tych k… zamorduję tych kuta…ów.
REKLAMA
Na dzisiejszej, drugiej już rozprawie Sąd przesłuchał obie strony. Na sali rozpraw nie stawił się prokurator prowadzący tę sprawę, trójka radnych odpowiadała więc na pytania Sądu bez obecności pełnomocnika. Romana Giletę reprezentował mecenas Wojciech Koncewicz.
Sąd wysłuchał zeznań trojga powodów. Na pytania dotyczące racjonalnego źródła lęku i obaw przed spełnieniem przez oskarżonego gróźb, wcześniejszej znajomości z oskarżonym oraz powodów wniesienia oskarżenia odpowiadali kolejno: Mucha, Bartolik i Kuriata. Każde z trojga powodów potwierdziło obawy co do spełnienia czynów wyartykułowanych przez oskarżonego, chociaż wszyscy zgodnie przyznali, że za pośrednictwem Rady Miasta dotarło do nich pismo, w którym Gileta jeszcze w lipcu ubiegłego roku przeprasza za swoje niefortunne słowa. Potwierdzili także, że przed wniesieniem oskarżenia posiadali wiedzę na temat tego, kim jest Roman Gileta. Mirosław Bartolik potwierdził to, że oskarżony osobiście przeprosił go przed jedną z sesji Rady Miasta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cała trójka utrzymywała jednak, iż groźby pod ich adresem zostały opublikowane publicznie na facebooku, więc sam fakt przeprosin, złożonych w imieniu Romana Gilety przez Przewodniczącą rady Miasta Marię Romańską nie wystarcza. Zdaniem powodów powinny one mieć miejsce w tym samym miejscu, gdzie groźby zostały wysunięte, czyli na facebooku. Wspólnie podtrzymywali także, że słowa podobne w wymowie do tych, jakich użył w swoim wpisie Gileta mogły być zarzewiem zdarzeń, jakie doprowadziły do zabójstwa pracownika biura poselskiego PiS w Łodzi Marka Rosiaka w październiku 2010 roku.
Zapytani o obawy spełnienia gróźb opisanych przez Giletę radni odpowiadali różnie. Wszyscy zgodnie przyznali, że takie obawy były. Najmniej wystraszona pozostawała radna Mucha, która co prawda przyznała, że groźby budziły lęk, lecz jedynie w początkowym okresie czasu. Mirosław Bartolik miał większe obawy. Mniej jednak miał obawiać się o siebie, jak o dobro i bezpieczeństwo żony i dzieci, które, jak zeznał, wspominając tę sprawę do dziś odczuwają dyskomfort psychiczny.
Do największego lęku przyznał się Cezary Kuriata. Na pytanie sądu o obawy przed spełnieniem gróźb Gilety odpowiedział:
– Bałem się i wciąż się boję (…) W związku z tym, że postać pana Gilety była mi znana, jako osoba o lewackich przekonaniach, a z lewactwem nic dobrego się nie wiąże, czuję się zagrożony.
Pełnomocnik oskarżonego dopytywał o znajomość i akceptowanie przez powodów wpisów Cezarego Kuriaty, który, zdaniem mecenasa Koncewicza, miał nawoływać do zbrodni zabójstwa swoich oponentów politycznych, w tym Donalda Tuska. Beata Mucha przyznała, że zna te wypowiedzi, jednak odżegnała się od takich poglądów. Za to kilkukrotnie pytany o to samo Mirosław Bartolik nie chciał komentować wpisów partyjnego kolegi:
– Nie jestem tu od tego, żeby komentować wpisy pana Kuriaty, i przypominam, proszę wysokiego Sądu, że oskarżonym jest tu pan Gileta – odpowiedział mecenasowi Koncewiczowi Mirosław Bartolik.
Reprezentujący Romana Giletę mecenas Wojciech Koncewicz wnosił o uniewinnienie swojego klienta. Uzasadnił to niemożliwością skutecznego postawienia zarzutu popełnienia przestępstwa z art. 190 par. 1 kk czyli groźby karalnej. Jego zdaniem wpisy Gilety w pierwszej fazie dotyczyły jedynie podania nazwisk osób protestujących przeciw uhonorowaniu Olgi Tokarczuk, a pojawiający się dopiero w rozwinięciu fragment o maczecie, który wzbudził w pokrzywdzonych obawy zrealizowania groźby, jest wyłącznie przenośnią poetycką. W uzupełnieniu przedstawił fragment wiersza Romana Gilety zawierającego właśnie taki akapit. Przedstawiając pozwów jako osoby niewyrobione literacko dezawuował ich zdolność do szerszego niż dosłowne traktowania słów napisanych przez poetę. W opinii obrony takie wpisy nie mogą być uznane za groźby. Zgodnie z retoryką mecenasa Koncewicza względem osób pełniących funkcje publiczne i polityczne należy przyjąć pewien margines tolerancji na treści komentarzy dotyczących ich działań. Mecenas Koncewicz powołał się przy tym na dwa wyroki Sądu Najwyższego oraz Sądu Apelacyjnego, w które w uzasadnieniu przyjmowały właśnie takie argumenty.
Po wysłuchaniu świadków, przedstawiciela oskarżonego oraz samego Romana Gilety Sąd odroczył wydanie postanowienia wyroku do 17 marca.