Dziennik Wałbrzych (DW): W czasie ostatnich dwóch dni w twoim życiu wydarzyło się naprawdę wiele rzeczy. Były zaskoczenie i radość, ale chyba przede wszystkim sporo nerwów. Czy chciałbyś cofnąć czas? Wrócić do momentu, kiedy wyszedłbyś przed hotel i znalazł rower na swoim miejscu?
Olivier: (OI) Nie . Zdecydowanie nie. Jeśli rower by nie został ukradziony nigdy nie spotkałbym tych wszystkich, wspaniałych ludzi. Wszędzie kradną rowery, ale nie wszędzie można spotkać osoby z tak wielkim sercem jak tu. Polska i Wałbrzych to naprawdę specjalne miejsce – właśnie ze względu na ludzi. To, że można pomagać innym, to, że ludzie się jednoczą, żeby pomóc – to naprawdę fascynujące.
(DW) Jesteś jeszcze bardzo młody. Czego nauczyła cię ta przygoda?
(OI) Nauczyłem się tutaj, w Wałbrzychu, że ciężko radzić sobie samemu, że działając razem można zrobić naprawdę duże rzeczy. Pracując razem. To jest chyba najważniejsze. Kiedy pomagamy – wygrywamy wszyscy – nie tylko ci, którzy są tą pomocą obdarowani, ale również ci, którzy jej udzielają. Raz ja pomogę, innym razem ktoś odpłaci mi tym samym. Ważne jest to, że pomagamy ludziom nieznajomym – nawiązywane przez to nowe znajomości i przyjaźnie pozostają w nas na zawsze. Udało mi się poznać Polskę i Wałbrzych. Zobaczyć od strony jakiej nie zobaczyłbym w innych okolicznościach. Gdyby nie ta „przygoda” to wszystko nigdy by się wydarzyło. Nie żałuje ani jednej chwili.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
(DW) Jakie są twoje dalsze plany?
(OI) Dziś jadę do Pragi, gdzie mam zamiar dotrzeć za dwa dni. Potem dalej przez Austrię do Włoch i Luksemburga. Po drodze Pragi chcę sobie wszystko poukładać i tam, na miejscu, napisać całą historię widzianą moimi oczyma. Chcę napisać historię, w której wymienię z imienia wszystkich, którzy mi w Wałbrzychu pomogli. Wtedy prześlę ja e-mailem Maarit, która dla was to przetłumaczy. Bardzo ważne jest, żeby każdy, kto mi pomógł, został wymieniony z imienia.
Tłumaczyła: Maarit Ylä-Jussila Wicińska
***
Nasz komentarz:
Tyle jest warte miasto ile jego mieszkańcy. Żaden przewodnik turystyczny, folder ani spot reklamowy nie zrobi tyle dobrego, ile otwarte serca i chęć pomocy ludziom, których spotykamy na swojej drodze. Dwa ostatnie dni pokazały, jak zmienia się postawa mieszkańców: z biernej, przyjmującej życie w Wałbrzychu za dopust boży na czynną walkę o dobre imię miasta. Bo miasto to Wałbrzyszanie. Nie należy o tym zapominać, bo bez ich serca i chęci bycia razem miasto będzie jak wielki, betonowy plac Magistracki – sterylnie czysty i wypielęgnowany, ale zupełnie pozbawiony życia.