Film o współczesnych trzydziestolatkach. Tego nam w polskim kinie brakowało. Debiut Sebastiana Buttnego z pewnością zasługuje na uwagę.
Mariusz, 30-letni aktor, nie może grać, bo zapomina tekstu, gdy tylko staje na scenie. Pewnego dnia dostaje inną propozycję zawodową. W zamian za mieszkanie ma poderwać pewną dziewczynę, a potem zainteresować ją swoim zleceniodawcą. Niemoralna propozycja zmienia życie całej trójki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Debiutancki film Buttnego to komediodramat, który przynosi skojarzenia z amerykańskimi niezależnymi produkcjami. W pierwszym pełnometrażowym filmie prawie 40-letniego reżysera czuć klimat, który tak urzeka nas w indie movies zza oceanu. Twórca snuje swoją opowieść, splatając ją małymi, codziennymi sytuacjami, pokazując zwykłych, przeciętnych bohaterów. Zwyczajność w filmie Buttnego ma jednak swoją rolę do spełnienia. Dzięki nieidealnym, bliskim nam postaciom, łatwo jest odnaleźć w każdym z nich cząstkę siebie.
Klimat obrazu potęguję przepiękne zdjęcia Nicolása Villegasa Hernándeza. Dzięki nim tę historię ogląda się jak ruchomą pocztówkę z wakacji. Szkoda jednak, że jest na niej trochę rysek – niepotrzebna postać wróżki, kilka zbędnych dialogów i przede wszystkim nierówno dobrana obsada aktorska. Piotr Głowacki jak zawsze ratuje sytuację, ale Grzegorz Stosz w głównej roli nieznośnie irytuje.
W polskim kinie nie ma wiele, a wręcz nie ma prawie w ogóle, takich filmów i nawet jeśli debiutowi Buttnego daleko jest do ideału, to i tak warto dać mu szansę.