Tylko jedna firma zgłosiła się do przetargu na dostawę wodoru, który miał zasilać miejskie autobusy napędzane tym paliwem. Ofertę złożył Orlen. Propozycja koncernu okazała się jednak zbyt droga. Zaskoczyła nawet samych urzędników. Miejski Zakład Usług Komunalnych, który prowadził przetarg, unieważnił postępowanie, o tym scenariuszu już kilka dni temu pisaliśmy, jako pierwsi. Wałbrzyska wodorowa rewolucja to wciąż wiele znaków zapytania.
W podstawowym zamówieniu Wałbrzych chciał zamówić ponad 317 tysięcy kilogramów wodoru. Paliwo firma miała dostarczać przez trzy lata. Złożona oferta, ze względu na swoją wysokość, zaskoczyła nawet urzędników. Koncern wyliczył usługę na blisko 25 milionów złotych, tymczasem miasto gotowe było zapłacić niespełna 22 miliony. Przetarg, zgodnie z naszymi wcześniejszymi informacjami, został unieważniony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To postępowanie pokazuje, że wodór to wciąż bardzo drogie paliwo. To główny, choć nie jedyny problem wałbrzyskiej rewolucji wodorowej. Drogie paliwo może oznaczać wzrost cen biletów, choć w ostatnich tygodniach prezydent Wałbrzycha zapewniał, że w tym roku takiej podwyżki nie będzie.
Wałbrzych liczył także, że do końca ubiegłego roku stację tankowania tym paliwem uruchomi Orlen. Ta została wybudowana przy ulicy Wysockiego, ale wciąż nie działa. Wciąż nie wiadomo także, ile ma kosztować wodór, który będzie dostępny na tej stacji.
Miasto zamówiło dwadzieścia autobusów zasilanych wodorem. Czternaście jest już na miejscu. Kilka kursuje po mieście, zasilanych jest z mało wydajnej stacji mobilnej. Za ile? Tego nie wiadomo, bo MZUK zasłania się tajemnicą przedsiębiorstwa zapisaną w umowie z dostawcą.
Przypomnijmy, kilka miesięcy temu prezydent Wałbrzycha wspólnie z miejskimi urzędnikami zapowiadali, że wszystkie dostarczone autobusy zasilane wodorem wyjadą na wałbrzyskie drogi w marcu.